Połowa stycznia to co roku czas dla żużlowców bardzo pracowity, wszak pewnie już za dwa miesiące rozegrane zostaną w Polsce pierwsze sparingi. Zmasowany atak przypuszczony przez zawodników odczuwają więc tunerzy, mechanicy, producenci kewlarów i tłumików, a przede wszystkim kluby fitness i wszelkiego rodzaju siłownie. Co ciekawe, ze zdwojoną energią przygotowania do przyszłego sezonu prowadzi armia 40-latków.
Wartość skutecznych w żużlowych ligowych bojach juniorów jest nie do przecenienia. Przekonaliśmy się o tym najmocniej w ubiegłym roku, gdy podczas rundy finałowej do rewelacyjnego Bartosza Zmarzlika doszlusował drugi nasz rodzynek z rocznika 1995 - Adrian Cyfer, który poderwał Stal do boju w newralgicznym momencie dwumeczu z Falubazem Zielona Góra oraz zaskoczył liderów leszczyńskiej Unii na stadionie im. Alfreda Smoczyka.
Jeszcze grudzień nie dobiegł do końca, a już wszystkie zespoły ekstraligi zamknęły kadrę na 2015 rok. Były poważne obawy, że część zespołów nie poradzi sobie ze składami, ale na szczęście w realu wszystko okazało się łatwiejsze niż w przewidywaniach posezonowych. Można więc już teraz wstępnie ocenić siłę poszczególnych zespołów w kontekście powoli zbliżających się żużlowych rozgrywek.
Polski i światowy żużel przeżywają bardzo poważny, chyba największy w swojej historii kryzys. Można powiedzieć, że ostro wchodzą w wiraż i nie wiadomo, w jakim stanie z niego wyjdą. Bardziej interesuje mnie oczywiście sytuacja w Polsce, bo jeszcze nigdy nie było tak, aby byt połowy zespołów we wszystkich ligach wisiał na włosku. Wszystkim im życzę, aby zimą pozbierały się do kupy i przeżyły.
Chocholi żużlowy taniec trwa nadal. Wszędzie mówi się o tym, iż żądania zawodników spadają i są coraz rozsądniejsze, gdy tym czasem wielu nadal licytuje i wyrywa sobie zawodników prawie z gardła.
Okres od listopada do marca to wprawdzie w żużlu martwy sezon, ale poza torem dzieje się dużo i kto wie, czy właśnie teraz nie decydują się losy ekstraligi. Z jednej strony płyną złe wieści o upadku kilku klubów, ale w zamian za to żużlowy świat wreszcie normalnieje i to w przyśpieszonym tempie.
Koniec listopada to co roku okres kompletowania przez kluby żużlowe składów na nadchodzący sezon. Choć oficjalnie nie można podpisywać kontraktów z zawodnikami, którzy w tegorocznym sezonie reprezentowali barwy innego klubu, to tak naprawdę każdy rozmawia z każdym i jeśli chodzi o personalia, w całej lidze już prawie wszystko jest jasne. Prawie. Z jednej strony bowiem dochodzą nas słuchy o wielkich i głośnych transferach - Sajfutdinow w Lesznie, Grisza Łaguta w Toruniu, Cieślak w Ostrowie, a z drugiej coraz widoczniej najsilniejsza żużlowa liga w Polsce nam upada.
Każdego roku, tuż po zakończeniu zmagań żużlowców, przyznaję swoje prywatne Oscary i Złote Maliny, czyli wyróżnienia i nagany, zwane Hitami i Kitami. Dziś nadeszła pora na podsumowanie sezonu 2014. Sezonu wyjątkowego, w którym po 31 latach Stal Gorzów odzyskała ligowe złoto.
Po żużlowym sezonie jak po wojnie. Kluby liżą rany i robią ruchy, aby powoli wstać z kolan. W sumie jest to optymistyczne, że nawet tam, gdzie żużel upadł, i to z hukiem - Częstochowa, Gdańsk - są ludzie, którzy na gruzach chcą budować coś nowego, może lepszego.
Jeszcze nigdy w historii polskiego żużla nie było takiej sytuacji, aby do elitarnej, ledwie ośmiozespołowej najwyższej klasy rozgrywkowej nie było tylu chętnych, ile jest miejsc, bowiem na dzisiaj jest ich tylko siedem i trwa polowanie na ósmą drużynę, a wszystkie potencjalne ofiary rozbiegły się po lesie i trudno je odnaleźć, a jeszcze trudniej upolować.
Kiedy Krzysztof Kasprzak kończył sezon 2011 ze średnią biegową 1,7 pkt, odsunięty od składu Unii Tarnów, która bała się go wystawić w meczu o siódme miejsce, aby nie spaść z ekstraligi, mało kto przypuszczał, kim stanie się ten zawodnik za trzy kolejne lata. Ja sam byłem wielkim sceptykiem i uważałem, że jego przyjście do Stali Gorzów nie jest dobrym pomysłem. Dzisiaj przyznaję, jak bardzo się pomyliłem.
Po niedzielnym meczu, stojąc przy głównej bramie stadionu Edwarda Jancarza, przez pół godziny obserwowałem wychodzących kibiców Stali. Takiej radości nie widziałem chyba jeszcze nigdy. Oni przed chwilą doświadczyli oczekiwanego przez 31 lat sukcesu, jakim było żużlowe złoto dla Gorzowa.
Po niedzielnym meczu w Lesznie i minimalnej porażce Stali, która tak naprawdę jest zwycięstwem, w Gorzowie zapanowała prawdziwa euforia. Mnóstwo kibiców, którzy pojechali za naszym zespołem, zobaczyło niezwykłą waleczność stalowców i ich determinację. Taka postawa w pierwszym, finałowym spotkaniu zwyczajnie nie pozwala rodzić się myśli, że w rewanżu nie da się odrobić dwóch punktów straty.
Po środowej powtórce półfinału nie ma co pisać o emocjach, bo na torze istniała tylko jedna drużyna - Stal Gorzów. Wielki mecz. Prawdziwy pokaz koncentracji i woli walki, dedykowany kibicom. Teraz trzeba koniecznie jechać kibicować do Leszna, bo gorzowianie nie mogą pozwolić sobie tam na wysoką porażkę. Tytuł mistrza Polski dla Stali, po 31 latach oczekiwania, jest w zasięgu ręki. Trzeba tylko - tak jak w półfinale - mocno zacisnąć ją w pięść.
Teraz nie ma nic ważniejszego niż lubuskie derby w Gorzowie, więc to jest główny temat rozmów i rozważań na piśmie, zarówno kibiców, jak i wszelkiej maści fachowców od żużla. Kto w finale ekstraligi? Dwa mecze już za nami, a kandydatów cały czas jest czterech.
Teraz w żużlu najważniejsze są półfinałowe mecze play-off. Stal jedzie do Zielonej Góry z nadziejami na pierwsze zwycięstwo od lat. W 2011 roku gorzowianie już w kilku pierwszych biegach zmarnowali sporą zaliczkę z Gorzowa, tracąc niemal pewny finał. W niedzielę ma być zupełnie inaczej, a tor Falubazu ma zostać odczarowany.
Dobra pogoda, pełen stadion widzów i jeden z nielicznych sukcesów frekwencyjnych w Grand Prix, na podium trzech zawodników gorzowskiej Stali, no i najważniejsze - zwycięzcą został najbardziej utalentowany gorzowski junior ostatnich lat Bartosz Zmarzlik. Złośliwi mogliby do tego dodać, że ostatnią pozycję z "olimpijskim" wynikiem pięciu zer zajął zawodnik Falubazu Zielona Góra Jarosław Hampel. Czego chcieć więcej?
Niedzielny mecz Unii Leszno z gorzowską Stalą miał niebywałą dramaturgię i trzymał w napięciu do ostatniego wirażu piętnastego wyścigu. Remis zadowolił oba zespoły, a widowisko choć na chwilę uratowało prestiż żużlowej ekstraklasy, systematycznie nadwyrężany przez połowę zespołów w niej startujących.
Po dość spokojnym żużlowym lecie dosyć niespodziewanie mamy bardzo gorący okres w Enea Ekstralidze. Dwie ostatnie kolejki rundy zasadniczej ustawią ostateczną kolejność w tabeli. Nieoczekiwanie markotne oraz uśpione w tym roku leszczyńskie ?Byki? rzutem na taśmę awansowały do pierwszej czwórki, a dzięki ostatniemu zwycięstwu w Zielonej Górze mają chrapkę nawet na trzecie miejsce po rundzie zasadniczej.
Ostatnia kolejka żużlowej ekstraklasy zupełnie zmieniła mój dotychczasowy sposób myślenia o szansach poszczególnych zespołów, o formie czołowych zawodników, a nawet o lidze jako całości. Dzieje się coś zdumiewającego, czego nikt nie oczekiwał i nie sądził, że kiedykolwiek może mieć miejsce.
Srebro w Drużynowym Pucharze Świata przyjąłem spokojnie i z umiarkowanym zadowoleniem, bo strata złota na ostatnim wirażu to żaden wstyd. Pamiętam bowiem czasy, kiedy Polacy sporadycznie występowali w rozgrywce finałowej, a jak już startowali, to jakiekolwiek miejsce na podium było sukcesem.
W gorzowskich mediach trwa dyskusja odnośnie przyszłości Grand Prix w naszym mieście. Należy przypomnieć, że do tej pory odbyły się trzy imprezy z zaplanowanych pięciu. Czy spełniły się oczekiwania kibiców, jeśli chodzi o emocje sportowe i władz miasta co do promocji Gorzowa na świecie? A co za tym idzie - czy warto kupić prawa na kolejna lata?
Po dwóch nieudanych podejściach do meczu Stal Gorzów - Unibax Toruń, aktualne staje się przysłowie ?Do trzech razy sztuka?. Na dzisiaj, czyli na czwartek, prognozy pogody są bardzo dobre i tym razem musi się udać. Ale to wszystko, co stało się z udziałem kibiców i przy pierwszej próbie rozegrania pojedynku i zwłaszcza przy drugiej, niedzielnej próbie, jest nie do zaakceptowania.
W ligowym żużlu zaczął się sezon ogórkowy, bo w lipcu oprócz spotkań zaległych - w tym meczu Stali Gorzów z Unibaksem Toruń - niewiele będzie się działo. Jest więc okazja, aby trochę poplotkować i przypomnieć nieco ciekawostek, jakie miały miejsce na naszych torach i nie tylko, niekoniecznie w ekstraklasie.
Jesteśmy po kolejnych żużlowych lubuskich derbach. Jak to zwykle ostatnio bywało, wygrał gospodarz 50 do 40. Zawody nie wzbudziły żadnych moich emocji, bo wynik był do przewidzenia. Po prostu Falubaz jadący bez swojego kapitana i z beznadziejnym od początku sezonu Andreasem Jonssonem (ach, gdzie jest ten Andreas z czasów startów w Stali czy bydgoskiej Polonii?) oraz z juniorami, którzy o żużlu mają pojęcie raczej blade, nie miał w Gorzowie żadnych szans.
Żużlowa ekstraliga osiągnęła ledwie półmetek rundy zasadniczej, a już w połowie zespołów doszło jeśli nie do rewolucji, to przynajmniej do trzęsienia ziemi. Najbliższa, niedzielna kolejka wyjaśni kto poza Tarnowem, Zieloną Górą i Toruniem ma ochotę i możliwości na jazdę w play-off. Długo się wydawało, że czwartym do brydża jest gorzowska Stal, ale po jej ostatnich, dość kiepskich występach nie jest to już takie pewne.
Krystalizuje się żużlowa czwórka do play-off. Tarnów, Zielona Góra, Gorzów i Toruń to wariant najbardziej prawdopodobny. Za chwilę zaczną się przymiarki, kto na kogo będzie chciał trafić w półfinałach. I wtedy zaczną się prawdziwe emocje.
Zamiast emocjonować się rywalizacją w żużlowej ekstralidze, coraz bardziej musimy martwić się o to, czy rozgrywki dojadą do końca. Takiego problemu ekstraklasa nie miała w ciągu kilkudziesięciu lat swojego istnienia.
Upadek żużlowego cyklu Grand Prix w dotychczasowej formule zapowiadam już od kilku lat. Moje przepowiednie zaczynają się realizować w przyspieszonym tempie. Dzisiaj jestem przekonany, że już teraz, po właśnie trwającym sezonie, muszą nastąpić ogromne zmiany, jeśli cały cykl ma przetrwać.
Po rozegraniu czterech kolejek żużlowej ekstraligi można się pokusić o ocenę aktualnej siły poszczególnych zespołów i odnieść się do przedsezonowych przymiarek. Wprawdzie po meczach, które zobaczymy 25 maja i 1 czerwca, będziemy mieli wiedzę niemal kompletną, ale wtedy oceny będą proste i dużo łatwiejsze.
W trzeciej kolejce żużlowej ekstraligi stało się to, czego nikt się nie spodziewał. Po dwóch spotkaniach i dwóch zwycięstwach Stali wydawało się, że gorzowski zespół jest monolitem i jedzie do Tarnowa, jeśli nie po zwycięstwo, to co najmniej po honorową porażkę. Trener tarnowskich "Jaskółek" Marek Cieślak nie bez powodu jest jednak nazywany "Wielkim Magiem".
Po pierwszej kolejce żużlowej ekstraligi pisałem, że byłem w szoku, oglądając mecz i porażkę Unibaksu Toruń w Gdańsku. Druga kolejka, rozegrana w świąteczne dni, to szok nie mniejszy, acz tym razem bardzo pozytywny i mający kilka źródeł.
Oglądając pierwszą ligową żużlową kolejkę, byłem tak samo zszokowany jak wynikiem pierwszego tegorocznego Grand Prix. W nowozelandzkim Auckland wygrał outsider Martin Smolinski, przechodząc do historii jako pierwszy i pewno ostatni zwycięzca z Niemiec, a w Polsce przegrywali murowani faworyci.
Tuż przed startem do ekstraligowego sezonu, dwie bardzo ważne osoby w polskim żużlu ogłosiły koniec swojej przygody z tym sportem. To Roman Karkosik - właściciel i dobroczyńca toruńskiego Unibaksu oraz Robert Dowhan - twórca potęgi Falubazu.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.