Tej pierwszej jesieni w Zielonej Górze jeździłam z dziadkiem zmontowanym przez niego rowerem kopać ziemniaki na obrzeżach miasta. Wprawdzie Dziadek miał zastrzeżenia, bo przecież nie on te ziemniaki sadził, ale kopali inni, więc kopał i on, zmuszony kłopotami aprowizacyjnymi.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.