Fot. Daniel Adamski / Agencja Wyborcza.pl
Włodarze miasta marzyli kiedyś...
- Gdyby pan zechciał rzucić łaskawie okiem. Pozwoliłem sobie zrobić makietkę... - mówił do swojego przełożonego naczelnik więzienia z Vabanku II. Prezes patrzył osłupiały, aż wreszcie ku boleści naczelnika podarł makietkę na strzępy.
I nam w Gorzowie nazbierało się trochę makietek. Nigdy nie zrealizowanych, jak przeniesienie Alcatraz do więzienia na Sikawie. Wprawdzie bez takich innowacyjnych rozwiązań, jak słynna czarcia zapadka. Rzućmy jednak łaskawie okiem. Nie niszczmy, bo może się kiedyś przydadzą. Jeśli już nie do realizacji, to przynajmniej jako świadectwo twórczej myśli wielkich budowniczych, mierzenia sił na zamiary, znak czasów, dokument epoki wielkich możliwości.
A poza tym, przyjemnie w czasach - przepraszam za słowo, które w Gorzowie nie istnieje - kryzysu, kiedy na inwestycje mamy ledwie 20 mln zł, popatrzeć sobie na podświetlaną makietkę albo wizualizację. I pomarzyć. A marzyli niegdyś nie tylko włodarze miasta. Swoje makietki prezentowali również przedsiębiorcy, którym nie dane było zrealizować swoich planów. Swoistym rekordzistą jest jednak muzeum, które od kilku lat zapowiada... zbudowanie makietki. Ale tu nie ma pośpiechu, bo makietka ma pokazywać nie to co miałoby powstać, ale to co już było pod koniec XVII wieku. Poza tym chodzi o cały gród, a nie pojedyncze domki.
A co widzimy na współczesnych miejskich makietkach, które nie doczekały się realizacji?
Wszystkie komentarze