Wioślarze to najliczniejsza polska grupa w Tokio po lekkoatletach i tylko właśnie przedstawiciele lekkiej atletyki i wioślarstwa, od lat przywożą medale z każdych igrzysk olimpijskich.
W Gorzowie wychowały się legendy wioseł. Tomasz Kucharski przywiózł dwa złote medale z Sydney i Aten, a Michał Jeliński z Pekinu.
Dzisiaj w AZS AWF Gorzów rządzą kobiety. Do Japonii poleciały Olga Michałkiewicz, która pływa w czwórce bez sterniczki oraz Katarzyna Boruch, pełniąca rolę rezerwowej.
Zmagania wioślarskie ruszyły w Tokio bardzo szybko. Jeszcze przed piątkową ceremonią otwarcia i zapaleniem olimpijskiego znicza, Polska miała dwie osady w finałach A. Oglądając pierwsze biegi eliminacyjne, od razu pomyśleliśmy sobie: oby tak też w sobotę. A właściwie w sobotę nad ranem, bo wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia w wioślarstwie będziemy mogli obejrzeć, zarywając w Polsce noce. Dla prawdziwego kibica to jednak żaden problem.
Między dwoma sztucznymi wyspami w Zatoce Tokijskiej powstał tor regatowy dla wioślarzy i kajakarzy. Co ciekawe, jedyny w Japonii, spełniający standardy imprez międzynarodowych. Specyfika Sea Forest Waterway to cały czas wiejący z lewej strony, boczny wiatr. Jak duże może mieć znaczenie przy podziale medali, widać po pierwszym zamieszaniu w terminarzu. Organizatorzy, patrząc w prognozy pogody, upchnęli więcej wyścigów w sobotę, a poniedziałkowe zmagania przenieśli na niedzielę, bo w poniedziałek właśnie ma znacznie silniej wiać, co może wypaczać wyniki.
- Dla mnie sterowanie z takim wiatrem nie jest problemem, ale wielu osadom faktycznie może to sprawić kłopot - mówiła Olga Michałkiewicz. - Jeśli będzie mocniej wiało, to kierunku płynięcia zdecydowanie mocniej trzeba przypilnować.
W ceremonii otwarcia igrzysk mogła wziąć udział Katarzyna Boruch, bo po nieoficjalnych startach dla zawodniczek rezerwowych teraz jak najmocniej ściska kciuki za innych naszych reprezentantów.
- Nasza czwórka obejrzała otwarcie w telewizji, bo w sobotę mamy pierwszy start i czterogodzinna ceremonia to byłoby za dużo - przyznała Michałkiewicz. - Wioska olimpijska, otoczka igrzysk, to wszystko cieszy, ale my przede wszystkim przyjechałyśmy tu perfekcyjnie wykonać naszą robotę. Na tym się koncentrujemy.
Na torze regatowym zostało przygotowanych kilkanaście tysięcy miejsc dla kibiców. Te zupełnie puste trybuny przypominają o pandemii koronawirusa, o obostrzeniach.
- Czekaliśmy na te igrzyska o rok dłużej i teraz zaczynamy walkę o nasze marzenia - dodała Olga Michałkiewicz. - Wiemy, że w Polsce nasi kibice nie będą spali i to jest dla nas bardzo ważne.
Oglądając wyścig eliminacyjny, szybko straciliśmy nadzieję, że polska czwórka bez sterniczki awansuje bezpośrednio do finału A (premię brały dwie najlepsze osady). Po ćwiartce dystansu - tradycyjnie pływa się 2 km - nasza osada była na przedostatnim miejscu, a dalej zaczęła oszczędzać siły na repasaż i znalazła się na ostatniej pozycji. Do imponujących formą Holenderek, aktualnych mistrzyń Europy, nasze panie straciły prawie 15 sekund. Bezpośredni awans wywalczyły też Chinki. Wyścig repasażowy już w niedzielę, 25 lipca o godz. 6 czasu polskiego. Tam wystąpi sześć osad, a przepustki do finału A znów będą dwie.
Oszczędzanie sił oglądaliśmy również w drugim biegu eliminacyjnym (w czwórkach bez sterniczki rywalizuje 10 osad). Szybko uciekły pozostałym Australijki i wicemistrzynie Europy Irlandki, a pozostałe osady były już myślami przy repasażu. Dunki straciły do najlepszej osady aż 21 sekund.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny