– Jesteśmy na kardiologii, a rozmawiamy o COVID-zie – uśmiecha się dr Roman Mycka, kierownik Oddziału Kardiologii w gorzowskim szpitalu. Nic dziwnego. Pandemia ma znaczący wpływ na wszystko, również na pracę oddziału, który pomaga pacjentom z chorobami serca i układu krążenia.
Kolejne fale zakażeń organizują, a właściwie dezorganizują pracę oddziału.
Kardiolodzy pracują trochę w rytmie kolejnych nasileń pandemii. – Jak mija kolejna fala, to znów wznawiamy przyjęcia planowe, będziemy odbudowywać naszą bazę pacjentów, starali się nadrobić te zaległe zabiegi. I tak do następnego razu. A czy wiemy, ile jeszcze przyjedzie tych fal? Wracają przyjęcia planowe, nie w takiej ilości jak wcześniej, przyjmujemy pacjentów, którzy i tak czekają – mówi dr Mycka.
Po ponad roku pandemii przecież dawne problemy nie zniknęły. Ludzie nadal chorują, tylko teraz nacisk jest położony na choroby związane z COVID-em.
Kardiologia była jedynym oddziałem wybranym, aby leczyć zachowawczo pacjentów niecovidowych. Przez miesiąc była połączona z oddziałem internistycznym, który został przekształcony w oddział covidowy, a przecież pacjenci niecovidowi też musieli gdzieś być ulokowani.
– Na ile można, próbujemy wrócić do normalności. Ale to jest huśtawka. Dla pacjentów to może być niejasne, że zaczęliśmy znów przyjmować, a potem z dnia na dzień musieliśmy zamknąć. Teraz też, jak interna ruszyła, to wracamy do naszych pacjentów i wznawiamy planowe zabiegi. Prosimy, aby pacjenci wykazali się cierpliwością, bo z naszej strony nie ma tu winy. Lekarze stają przed wyborami, jaki zabieg jest konieczny, jaki można jeszcze przełożyć na bezpieczniejsze czasy. A kolejka jest siłą rzeczy zaburzona. Nagle przecież nie zoperujemy stu pacjentów jednego dnia. Choć każdy jest przecież dla nas ważny. Obyśmy mieli dużo czasu między kolejnymi falami pandemii – mówi szef kardiologii.
Oddział powoli wraca więc do normalnej pracy. Oprócz oddziału na IV piętrze kompleksu szpitalnego przy Dekerta na parterze jest też oddział wieloprofilowy, covidowy, gdzie również przebywają pacjenci kardiologiczni. Tam kardiolodzy opiekują się nimi przy zachowaniu wszystkich rygorów bezpieczeństwa.
Oddział kardiologii to dziś 10 lekarzy, w tym dwóch z doktoratami. Niektórzy lekarze kardiolodzy dyżurują również na zakaźnym oddziale przy Walczaka, gdzie pomagają obsadzić oddział covidowy.
Obecna sytuacja ma wpływ nie tylko na pracę oddziału, ale pojawiają też nowe aspekty leczenia kardiologicznego. – COVID spowodował gwałtowne pogorszenie rokowań u pacjentów z zawałem. Jeśli przyjeżdża do nas pacjent z zawałem, który jednocześnie przechodzi COVID, to wiemy już, że to jest inny rodzaj choroby, o wiele gorszy. Przedtem, gdy ktoś miał grypę, infekcję wirusową, to praktycznie nie miało dla nas większego znaczenia. Teraz przy zawale połączonym z COVID-em już wiemy, że to będzie o wiele trudniejsze leczenie i poważniejszy stan pacjenta. Mamy na przykład dwóch pacjentów ze skrzeplinami w sercu, nie wiemy, z jakiej przyczyny. Podejrzewamy, że to COVID wywołał zapalenie mięśnia sercowego, mamy powikłania. Przebieg takich zapaleń może być taki sam jak po grypie, ale tego nie wiemy. To jeszcze zbyt krótki czas, aby jednoznacznie stwierdzić. Bądźmy pokorni wobec tej choroby, bo ona jeszcze o sobie wszystkiego nie powiedziała. Jak widać, nie da się abstrahować od COVID-u. Dziś wszystko się wokół tego kręci – opowiada dr Mycka.
Właśnie zawałów połączonych z COVID-em kardiolodzy szczególnie się obawiają. Rozważają w takich wypadkach, co jest lepsze. Czy lepiej poczekać, leczyć tabletkami, a potem wrócić do problemu. Zbyt inwazyjna interwencja może być niebezpieczna. – Jest coś w tym COVID-zie, że krew zaczyna krzepnąć, a jeśli do tego my dokładamy swoje… Normalnie nie było z tym problemu. Latami robiliśmy np. stenty – mówi kardiolog.
Tymczasem powinniśmy pomóc lekarzom i samym sobie. Dbać o zdrowie, minimalizować zagrożenia chorobami krążenia i serca.
– Przede wszystkim higiena, sport, aktywność, walka z otyłością, z nikotynizmem. Są oczywiście pewne obciążenia genetyczne, tego nie przeskoczymy. Ale przynajmniej możemy zminimalizować zagrożenie, odsunąć problemy związane z ryzykiem, które niesiemy w genach – mówi dr Mycka.
Dlatego tak ważne jest, aby ponownie wrócić do aktywności. – Cieszyłem się, kiedy nastała moda na nordic walking, bo to dla wielu była okazja, aby się przełamać, wyjść na spacer, nie wstydzić się spacerowania z kijkami. Po pandemii to też będzie zadanie, aby ludzi uruchomić, aby się nie bali ruchu. Zobaczymy też, jak będą znosić to obciążenie COVID-em psychicznie. A wszystko jest powiązane, bo np. jak ktoś ma depresję, to choroby serca idą z tym w parze. Może być też tak, że teraz każde uczucie duszności będzie pretekstem, aby iść do szpitala. Tak kiedyś było z zawałem. Człowiek dotąd zdrowy, niczym się nie przejmował, a po zawale każde kłucie w klatce prowokowało panikę, strach, że coś wraca. Jeśli więc ktoś przechorował COVID, miał duszności, może mieć problem z powrotem np. do biegania lub innej aktywności. Przecież półtora roku przesiedzieliśmy i teraz każdą niewydolność możemy interpretować jako jakieś powikłania. Wyzwaniem będzie przekonać, że trzeba walczyć o siebie i coś od siebie też dać swojemu zdrowiu – przewiduje szef oddziału kardiologii.
Niestety, często się zdarza, że pacjenci nie bardzo chcą dać coś od siebie. Liczą, że dostaną tabletkę i to załatwi problem. – Nie załatwi, tabletka to tylko środek pomocniczy. Dużo zależy od samego pacjenta. Od tego, jakie jest jego nastawienie i wola, aby zmienić tryb życia – dodaje.
Jakie symptomy przy chorobach serca, układu krążenia powinny zwrócić uwagę i zaniepokoić?
– Bóle w klatce piersiowej, bóle wysiłkowe, czyli te związane z wysiłkiem, które często ustępują po zaprzestaniu wysiłku. To jest już pierwszy sygnał, że coś się dzieje nie tak. Ograniczenie wydolności, pacjent szybciej się męczy i wtedy jest to poważna choroba. Ludzie czują wtedy strach, dyskomfort. Sami czują, że coś się dzieje nie tak. Przestraszeni stawiają się u lekarza. To mogą być pierwsze sygnały zawału. Choć nie zawsze tak to przebiega. Zawał może być być pierwszym i jedynym objawem i pacjent od razu trafia do nas – mówi dr Roman Mycka.
Choroby układu krążenia stanowią główna przyczynę zgonów w Polsce i na świecie. Przy leczeniu szpitalnym śmiertelność jest niższa, ale problem w tym, aby pacjent odpowiednio szybko otrzymał pomoc.
Zadbaj o swoje serce
Nasze serce to taki silnik, który pracuje przez całe życie, bez przerwy, 24 godziny na dobę. W ciągu dnia pompuje około 7 tysięcy litrów krwi. U dorosłego waży niespełna pół kilograma i wykonuje od 60 do 90 (średnio 72) uderzeń na minutę. Na jego kondycję ogromny wpływ ma tryb naszego życia. Serce nie lubi dużej ilości kawy, palenia papierosów, braku aktywności fizycznej, złych nawyków żywieniowych i stresu. Mogą one doprowadzić do wielu groźnych chorób, takich jak miażdżyca, choroba wieńcowa, niewydolność serca, zaburzenia rytmu, zawał serca, arytmia czy nadciśnienie tętnicze. Ryzyko choroby niedokrwiennej wzrasta po 40. roku życia, ale to nie znaczy, że nie chorują osoby młodsze. Do lekarza należy się udać zawsze wtedy, gdy coś nas zaniepokoi.
Zanim jednak do tego dojdzie, możemy sami zrobić wiele, aby wzmocnić serce. Wystarczy zmienić tryb życia. Jak?
Dobra dieta to podstawa
Za najzdrowszą i najbardziej korzystną dla naszego organizmu specjaliści uważają dietę śródziemnomorską. Rezygnacja (lub zminimalizowanie) spożycia wieprzowiny czy wołowiny na rzecz ryb. Aleg taka dieta to także warzywa, owoce, ciemne pieczywo, makarony oraz kasze. Aby wspomóc pracę serca, trzeba odpowiednio nawadniać organizm. Dorośli powinni wypijać 2 litry płynów (najlepiej wody) w ciągu dnia. Dzięki temu sercu łatwiej będzie pompować krew, a usuwanie zanieczyszczeń z organizmu będzie bardziej skuteczne.
Aktywność fizyczna
Wystarczy 20 minut aktywności fizycznej dziennie, aby wzmocnić cały organizm i samo serce; może to być spacer, jazda na rowerze, pływanie czy marsz nordic walking. Sport pomaga zniwelować stres, który często jest przyczyną problemów zdrowotnych.
Nie daj się stresowi
Jest jednym z głównych czynników ryzyka wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych. Powoduje przyspieszoną częstość pracy serca, wyższe ciśnienie krwi oraz wzrost poziomu glukozy we krwi. Może nawet być przyczyną zawału mięśnia sercowego. Warto wiedzieć, że co dziesiąty zawał dotyczy pacjenta przed 45. rokiem życia.
Jak walczyć ze stresem? Aktywność fizyczna zmniejsza poziom kortyzolu (hormonu stresu), a zwiększa poziom endorfin odpowiedzialnych za uczucie szczęścia. Na redukcję stresu wpływa też picie dużej ilości wody i zdrowe odżywianie.
Zadbaj o regularny i zdrowy sen
Obniżenie ciśnienia tętniczego, poprawę kondycji żył i redukcję hormonu stresu zapewni zdrowy sen, czyli taki, który w przypadku osób dorosłych trwa od 6 do 9 godzin na dobę.
Zmniejszeniu poziomu stresu sprzyja kładzenie się spać o tej samej porze. Gdy idziesz spać, odłóż telefon jak najdalej od siebie, a kolację zjedz najpóźniej trzy godziny wcześniej.
Regularnie się badaj
Osoba dorosła powinna przynajmniej raz w roku poddać się podstawowym badaniom; wystarczy zgłosić się do laboratorium i zlecić wykonanie OB, morfologii, sprawdzić poziom glukozy (na czczo, nie powinien przekraczać wartości 100 mg/dl), cholesterolu (prawidłowa wartość to < 190mg/dl) i trójglicerydów. Ważne jest też systematyczne badanie ciśnienia tętniczego krwi (140/90 mmHg - ciśnienie nie powinno przekraczać tej wartości. Jeżeli przynajmniej w dwóch pomiarach przeprowadzonych w odstępie kilku dni ciśnienie wynosi 140/90 mmHg lub więcej – rozpoznaje się nadciśnienie).
Słuchaj własnego serca
Serce potrafi nas alarmować. Kiedy dzieje się coś złego, wysyła nam sygnały, których nie należy lekceważyć ani ignorować. Każdy niepokojący objaw powinien skłonić nas do wizyty u lekarza rodzinnego, który zweryfikuje nasze dolegliwości i w razie potrzeby skieruje nas do specjalisty.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze