Jolanta Fedak, prezes lubuskich ludowców, była wicewojewodą i wicemarszałkiem lubuskim. Od 2019 r. jest posłanką PSL.
Jolanta Fedak: Wiem, na kogo, ale najpierw chciałabym swoją decyzję uzasadnić. Po pierwsze – każda władza, która jest władzą totalną, jednolitą i autorytarną, wyradza się, czyli degeneruje. A zatem musi istnieć równowaga sił. Z jednej strony władza rządu, a z drugiej dobrze by było, aby inne instytucje, takie jak urząd prezydenta RP czy NIK sprawowała opozycja. To po prostu zdrowsze dla obywateli. I to niezależnie, czy będzie rządził PiS, czy anty-PiS.
Po drugie, jeżeli jeden z kandydatów deklaruje poparcie programu Władysława Kosiniaka-Kamysza – emerytura bez podatku, obecność przedstawicieli wszystkich sił parlamentarnych w Kancelarii Prezydenta RP czy rozwiązań demokratyzujących życie polityczne, to wiadomo, na kogo zagłosuję.
- Historia pokazuje, że żaden z prezydentów tak nie postępował. Każdy z nich starał się brać pod uwagę dobro obywateli. Natomiast z natury i kompetencji nie powinien autoryzować wszystkiego jak leci, tylko dlatego, że to program jego obozu politycznego.
- Bardzo silnie związanym z obozem PiS, ale pięć lat temu rodził duże nadzieje. Młody, energiczny, mnóstwo ludzi tym uwiódł. Wydawało się, że reprezentuje pokolenie, dla którego ważna jest przyszłość. Dziś po tym nie ma śladu. Na wiecach widać, że Dudę popiera pokolenie będące na zasłużonych emeryturach, mocno obawiające się o swoją przyszłość.
- Ewidentnie łamał. Wiele razy też naciągał ją dla doraźnych interesów swojej partii. I to jest najbardziej bulwersujące, bo najważniejszą rzeczą dla prezydenta jest stać na straży konstytucji. Sądzę, że dlatego sporo ludzi już na niego nie zagłosuje.
- Wszystko w rękach wyborców. Kampania trwa, a polityka jest nieprzewidywalna. Kto parę miesięcy temu przewidziałby, że będzie pandemia i zmienią się kandydaci.
- Próbowałam robić taki ranking. Wyszło mi, nawet z pewnym zaskoczeniem, że nie ma tego jednego najlepszego. Każdy z zaletami i wadami. Aleksander Kwaśniewski miał doskonałą zdolność komunikowania się z elektoratem i nie tylko swoim. Miał dobry wizerunek, wsparty przez małżonkę. Bronisław Komorowski był prezydentem rozwagi i spokoju, którego teraz brakuje. Lech Wałęsa potrafił przyciągnąć nawet bardzo radykalny elektorat, ale nie umiał już go przy sobie zatrzymać. Lech Kaczyński miał interesujące plany polityczne, zwłaszcza jeśli chodzi o politykę międzynarodową, ale tragiczny zbieg okoliczności spowodował, że cała jego prezydentura jest obecnie postrzegana przez pryzmat katastrofy smoleńskiej.
Na tle tych prezydentów obecny nie wyróżnia się dobrze.
– Decydujący okazał się znów podział Polski na PiS i anty-PiS. To powoduje, że innym kandydatom brakuje miejsca. Tak jak dla Kosiniaka-Kamysza ze środka sceny politycznej. W wyborach zero-jedynkowych trudno o powodzenie tzw. trzeciej drogi. Ona przyniesie efekt w kampanii parlamentarnej. W prezydenckiej kampanii jednoznacznych postaw, w ostrym sporze, już nie.
Kiedy łagodniejsza Kidawa-Błońska nie rozpalała sporu między PO a PiS, notowania Kosiniaka były wyższe. Przyszedł nowy kandydat, poleciały w dół. Ta historia uczy też jeszcze, że w polityce nie wszystko zależy od tego, jak bardzo się napracujesz. Bo Kosiniak był bardzo pracowity, wysoko plasował się w rankingach zaufania, miał dobry program. Tyle że splot okoliczności mu nie sprzyjał.
– Bezpośrednio nie.
– Póki co, radni nowego klubu skarżą się, że nie są podmiotowo traktowani. Chcą decydować o rozwoju regionu i inwestycjach. Być może potrzeba w sejmiku nowych rozwiązań. Mogłaby np. powstać komisja ds. współpracy samorządu terytorialnego.
– Nowa Sól nie leży na jakiejś bezludnej wyspie. Jej rozwój, tak jak Zielonej Góry zależy od rozwoju innych miast. Strategia jest na tyle pojemna, że sporo zmieści. Chodzi o ustalenie, jakie inwestycje mają ją wypełniać. Możliwe, że zabrakło konsultacji i to doprowadziło do wstrząsów w sejmiku. Powinniśmy reagować szybciej, choć z drugiej strony to był czas z nieprzewidzianymi sytuacjami, jak epidemia koronawirusa. Pieniądze trzeba było skierować w trybie nadzwyczajnym do szpitali i służby zdrowia.
– Nie wiem, ale jest i inny problem. Są w sejmiku lubuskim radni, którzy startują z okręgu w tzw. terenie, a mieszkają i reprezentują interesy dużego miasta. Być może należy to w ordynacji zmienić. Start tylko z okręgu, w którym się mieszka.
– Nie wchodziłabym na grząski grunt zachowań moralnych i niemoralnych.
Po ludzku, to trudno przewidzieć szefowi partii, czy ktoś się złamie dla pieniędzy, czy nie. Dużo łatwiej o lojalność w partiach o długim stażu, gdzie bardziej się znamy.
Zapraszanie różnych ludzi na listy to normalna rzecz, tyle że polegająca na zaufaniu. Można się pomylić, wiem to z własnego doświadczenia.
– To zależy, jak się określi, jako opozycyjny czy popierający koalicję rządzącą. Taki jest wymóg prawny. Jeśli przystanie do opozycji, mamy duży problem. Koalicja traci większość.
– W polityce trzeba dopuszczać różne warianty, choć wydaje mi się, że w tej chwili takiego zagrożenia nie ma. Co nie oznacza, że w przyszłości może być inaczej.
– Silną konkurencją, zwłaszcza w wyborach. Gdy kampania mija, to tym formacjom trudniej trzymać jednolitą linię. Mają głównie doraźne interesy. Po jakimś czasie rozpływają się, kończą żywot lub zakładają inną formację. W tym sensie nie są zagrożeniem. Natomiast wyborczą konkurencją tak, i trzeba to brać pod uwagę.
– Gdyby przyjrzeć się dobrze tym ruchom, zobaczymy tam wielu długoletnich działaczy partyjnych. Niektórzy mają nawet dłuższy staż niż ja, a to będzie ze 30 lat (śmiech).
Te ruchy powstają zwykle po konfliktach w partiach i koalicjach. Grupa niezadowolonych wychodzi, zamiast walczyć z otwartą przyłbicą o to przywództwo w partii.
Ci odchodzący z dużym wyobrażeniem o sobie bardziej nadawaliby się na wójta, burmistrza i prezydenta. Bliżej im do samorządowego jednowładztwa w miastach i gminach.
– Prawdę mówiąc nie. Co ciekawe, choć starostów wybiera rada powiatu, to oni są bardzo rzadko zmieniani. Tam została demokracja po staremu, a nie ta ukształtowana przez wybory bezpośrednie burmistrza, wójta i prezydenta. Już 20 lat temu przestrzegaliśmy przed wyborami bezpośrednimi. Wybierany przez radę burmistrz jest przez nią kontrolowany, wtedy władza nie staje się „mafijna”. Dziś praktycznie włodarze gmin i miast w ogóle nie są kontrolowani. Owszem, można założyć, że cała rada podejmuje złe decyzje. Jednak to bardzo rzadki przypadek.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera