Które z tych wydarzeń najmocniej zapadło wam w pamięć? Wybraliśmy kilka z nich, tych najgłośniejszych i najbardziej prestiżowych sukcesów. Nasi sportowcy walczyli na stadionach, w halach, na wodzie. Sięgali po medale mistrzostw świata, krajowych rozgrywek, także po kwalifikacje olimpijskie, bo przecież ekscytujący sportowy szczyt w Japonii już za niecałe 12 miesięcy.
W polskiej lidze, która zawsze dla kibica żużla jest najważniejsza, tym razem Stal Gorzów była dopiero siódma, obroniła miejsce w PGE Ekstralidze w barażach.
Kapitan Stali Bartosz Zmarzlik ma dopiero 24 lata, a już dopisuje się do historii światowego żużla złotymi zgłoskami. Stanął obok Jerzego Szczakiela (1973) i Tomasza Golloba (2010). Jest trzecim Polakiem mistrzem świata na żużlu. Jednocześnie w tak młodym wieku ma już w kolekcji medale mistrzostw świata seniorów w każdym kolorze.
Przed ostatnim turniejem cyklu Grand Prix 2019 w Toruniu Zmarzlik miał nad Rosjaninem Emilem Sajfutdinowem 7 pkt przewagi, a Duńczyk Leon Madsen tracił do lidera 9 pkt.
Na toruńskiej Motoarenie gorzowianinowi najmocniej zagrażał Madsen, perfekcyjnie spasowany do toru, przez cały wieczór nikomu nie dał się pokonać. Zmarzlikowi najgorzej poszedł wyścig w czwartej serii – wtedy przywiózł do mety tylko punkt. Chwilę później Duńczyk zbliżył się do Polaka na tylko 2 pkt.
– Teraz mogę się przyznać, że presja była ogromna, bo wiadomo, o co była jazda, a do tego ostatni turniej na naszej ziemi – opowiadał Zmarzlik. – Widzieliście, ilu ludzi na mnie liczyło, wierzyło we mnie. Do tego na moment rozminęliśmy się z ustawieniami motocykla, pojawiły się nerwy. Wtedy sięgnęliśmy po to, co zawsze moją ekipę ratuje. Spojrzeliśmy na siebie, wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski i 20. wyścig oraz półfinał były po prostu wspaniałe. Ten ostatni start, decydujący o mistrzostwie, bardzo mi się dłużył, jakby czas stanął w miejscu. „Jedź, motorku”, mówiłem sobie, „uważaj na błędy, Bartku”. I wreszcie meta, coś niewiarygodnego. Mistrzostwo świata. Nie mogę uwierzyć.
Mistrzostwa świata seniorów w Szeged na Węgrzech to zawsze impreza wyjątkowa, bo rozgrywana w miejscu, gdzie kajakarstwo jest świętością, a do tego rozdawane są przepustki na igrzyska w Tokio.
Takiej polskiej dwójki w finale K2 na 500 m na wielkiej imprezie jeszcze nie mieliśmy, znów potrzebna była pokoleniowa zmiana. Szlakuje dziś 29-letnia Karolina Naja, a za nią siedzi i robi za wspaniały, wytrzymały silnik tej osady 23-latka Anna Puławska. Osada klubowa AZS AWF Gorzów.
Polki wspaniale rozgrywają finał. Od startu trzymają się czołówki, w końcówce naciskają prowadzące Białorusinki. Ostatecznie mają srebro. Wielki sukces i piękny prognostyk przed Tokio.
Naja, Puławska wraz z koleżankami z reprezentacji dorzucają jeszcze brąz i drugą nominację na igrzyska w finale kajakowych czwórek na 500 m.
– Chciałam, żeby moja młodsza klubowa koleżanka też dokonała czegoś wielkiego, co mi się już wcześniej zdarzało – powiedziała Naja po występach w Szeged. – Cieszą nie tylko medale, ale przede wszystkim bilety do Tokio. Polecimy tam z wiarą we własne, duże możliwości.
Na to miejsce, pierwsze bez medalu, sportowcy strasznie psioczą, ale panie z wioślarskiej czwórki bez sterniczki, z Olgą Michałkiewicz z AZS AWF Gorzów w składzie, na nic nie miały prawa narzekać. Na rok przed igrzyskami olimpijskimi przegrywają tylko z trzema innymi osadami, a same też mają w ręku przepustki do Japonii.
Bilet z Linzu w Austrii – tam odbywały się w 2019 r. wioślarskie mistrzostwa świata – do Tokio pojawiał się na stronie światowej federacji wioślarskiej zaraz po rozwianiu wszelkich zagadek w poszczególnych konkurencjach.
W czwórkach bez sterniczki (W4-) Polki trafiły na tę listę już po świetnie przepłyniętym półfinale, gdzie skuteczne przebicie się do finału A było równoznaczne z awansem osady na igrzyska olimpijskie. To wielki sukces i spokój w przygotowaniach na najbliższe miesiące, bo nie trzeba już walczyć w 2020 r. w regatach ostatniej szansy. Oczywiście Olga Michałkiewicz (AZS AWF Gorzów), Joanna Dittmann, Monika Chabel i Maria Wierzbowska (wszystkie RTW LOTTO Bydgostia) wywalczyły przepustkę dla biało-czerwonej osady. Kto w niej ostatecznie popłynie? Życzymy paniom przede wszystkim zdrowia, bo zapału do pracy, aby znaleźć się w składzie na sportową imprezę czterolecia, z pewnością nikomu nie zabraknie.
Obecny sezon 25-letniej Michałkiewicz i jej koleżankom układał się różnie, ale cały czas słyszeliśmy, że wykonywana jest ogromna praca, a liczy się tylko to, co wydarzy się na mistrzostwach świata w Linzu.
Tu był przepiękny dla nas półfinał, dający przepustkę do Tokio 2020, i całkiem udany finał. Polki zaczęły spokojnie, po ćwiartce dystansu w finale A (pływa się 2 km) znajdowały się na ostatniej pozycji, ponad 0,7 s za piątymi Rumunkami.
Dalej jednak nasze wioślarki pokazały, że są do tej imprezy naprawdę dobrze przygotowane. Szybko przesunęły się na czwartą pozycję, przez chwilę naciskały trzecie Dunki. Nie ma medalu, ale powinna być duża satysfakcja, bo panie wróciły do ścisłej czołówki światowej, a przecież do startu na igrzyskach nie pozostały już lata, a jedynie miesiące, które zlecą bardzo szybko.
Ekipa CCC Polkowice znakomicie wywiązała się z roli faworyta, dominowała w sezonie zasadniczym i śrubowała imponującą serię w fazie play-off Energa Basket Ligi Kobiet. W trzecim finale w Gorzowie odniosła 21. zwycięstwo z rzędu, nie znalazła pogromcy od pojedynków o brąz w 2017 r. My też byliśmy w siódmym niebie, bo nasze koszykarki po latach wróciły na podium mistrzostw Polski.
Walczyliśmy, ale oba finałowe pojedynki w polkowickiej hali przegraliśmy dość wyraźnie. Wiedzieliśmy, że takiego potentata chwycimy tylko wtedy, gdy zagramy genialnie dłużej niż przez jedną kwartę.
W trzecim i – jak się okazało – ostatnim meczu finałowej serii w naszej hali obejrzeliśmy popis gorzowianek w kwarcie otwarcia. To wyglądało całkiem jak fragment prosto z boisk WNBA, i to wycinek najfajniejszych akcji. Gospodynie trafiły ostatecznie aż siedem trójek na 11 prób!
Wygraliśmy pierwszą kwartę 28:16, a na początku drugiej nawet powiększyliśmy przewagę do 16 pkt. Dalej jednak zaczął się rozpędzać mistrzowski walec. Ostatecznie koszykarki z Gorzowa w drugiej i trzeciej części łącznie zdobyły następnych 28 pkt, a na koniec tylko osiem. Ekipa CCC wyszła z minus 16 na plus 17.
Zawodu nie było, bo… – My tu też jesteśmy jak najbardziej wygrane. W wyrównanej wymagającej lidze z siódmego miejsca po sezonie zasadniczym dotarłyśmy aż do finału, po latach Gorzów ma znów medal. W decydującym momencie byłyśmy bardzo wartościowym, walczącym do końca zespołem – podsumowała kapitan Katarzyna Dźwigalska.
Na MVP finałowej serii zasłużenie została wybrana Jasmine Thomas. My cieszyliśmy się z powrotu po ośmiu latach na ligowe podium. W tej chwili mamy w kolekcji trzy srebra i dwa brązowe medale. Na złoto dalej czekamy. A naszą MVP była Amerykanka Sharnee Zoll-Norman, która wróciła do gorzowskiej drużyny, aby zdobyć medal, i słowa dotrzymała. Po powrocie do domu ogłosiła, że kończy karierę.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny