Karolina Baumann, siostra Benedykta ze Zgromadzenia Sióstr św. Dominika w Kłodzku, marzyła, by pojechać na Owsiakowy festiwal do Kostrzyna nad Odrą. Żegnając się ze znajomymi, napisała: „Proszę o modlitwę, bo to mój debiut, a szykuje się lekki hardcore”.
Przez wszystkie dni trwania festiwalu swoją przygodę opisywała na Facebooku. Pierwszego dnia zanotowała:
„Wchodzę do pociągu relacji Wrocław – Kostrzyn nad Odrą. Ze mną radosny tłum. Po całym peronie niesie się dziki, pierwotny, wydobywający się z jakiegoś wyjątkowo wytrzymałego męskiego gardła ryk: »WOODSTOOOOOOOOCK!!!«.
Nie dostałam miejscówki, ale wsiadam. Okazuje się, że dziewczęta w przedziale, do którego udaje mi się przecisnąć, mają miejsce. Też jadą do Kostrzyna, ale jakaś koleżanka nie dojechała.
Są uprzejme i mało kontaktowe. Za to w przedziale obok jadą radośni, skąpo odziani młodzieńcy. Jeden z irokezem. Słuchają ostrego metalu. Razem z resztą pasażerów. Młodzieńcy próbują nawiązać z nami kontakt.
Na mój widok jeden zastyga w zadziwieniu i w końcu wykrztusza: »No tak. Księża też tam są«.
»Czy ja wyglądam na księdza?« – pytam.
»No nieee… – rzecze młodzian – ale nie wiem, jak to się mówi«”.
---
Dzień drugi festiwalu. Dominikanka relacjonuje:
„Biskup zielonogórsko-gorzowski poświęca nasz krzyż. Czyta Ewangelię o wysłaniu siedemdziesięciu dwóch uczniów bez torby, sandałów i trzosa. W całkowitym zawierzeniu. Do biskupa podchodzi jakiś woodstockowicz i z nim rozmawia. Długo. Piękne to i takie proste. A potem idziemy na pole festiwalowe, jak ci uczniowie. Ludzie podchodzą, pytają, gdzie jest w tym roku Przystanek Jezus. Większość chce się z nami pomodlić, a przynajmniej pozwala, żebyśmy ich pobłogosławili. Spotykam swojego ucznia z »Chrobrego«, niechodzącego na religię. Oboje cieszymy się z tego spotkania. Robię mu krzyżyk na czole. Czuję się na tym polu swobodnie. Nie ma hejtu, opluwania, obrzucania dosłownym i metaforycznym błotem. Jest tęsknota za Jezusem. Nie zawsze uświadamiana…”.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny