Urodziła się w Filadelfii w 1986 roku. Dorastała w Niemczech, niedaleko największej amerykańskiej bazy lotniczej w Europie – Ramstein. Mama Sharnee Cheryl służyła bowiem w Siłach Powietrznych USA.
Koszykówki uczyła się na uczelni Highland w Blackwood. Pierwszy wielki sukces świętowała w 2005 roku, sięgając z reprezentacją USA do lat 19 po mistrzostwo świata. Zawodowo grać w kosza zaczęła trzy lata później. W 2008 roku została wybrana w trzeciej rundzie draftu przez dwukrotnego mistrza WNBA (żeński odpowiednik NBA) Los Angeles Sparks. Ale w klubie z Kalifornii nigdy nie zagrała, bo jej kontrakt szybko został rozwiązany. Zoll na krótko trafiła do innego przedstawiciela WNBA Minnesota Lynx, gdzie wystąpiła w sześciu meczach.
Karierę kontynuowała w Europie. Rozpoczęła od rumuńskiego Sepsi B.C., gdzie była jedną z najlepszych zawodniczek ligi. Po roku gry przeniosła się do tureckiego Botasspor Adana. A po sezonie występów w Turcji przyjęła ofertę CCC Polkowice, gdzie spędziła trzy lata i zdobyła mistrzostwo Polski. Po grze w Polkowicach na moment wróciła do USA i krótko występowała w Chicago Sky (19 meczów).
Justyna Żurowska-Cegielska: Mówisz, czytasz i rozumiesz po polsku, więc w tym języku napiszę. Twoje kierowanie grą, asystowanie najbardziej mnie denerwowało. Rywalizacja z zespołami, którymi kierowałaś, zawsze wymagała wielkiego wysiłku i poświęcenia. Gratuluje Tobie każdej sekundy na parkiecie. Jesteś wielką postacią żeńskiej koszykówki! A teraz druga część Twojego ambitnego życia. Dzięki za wszystko!
W Gorzowie o wielkim talencie małego generała, jaką ją nazywaliśmy, zaczęliśmy się na co dzień przekonywać od jesieni 2013 r. Pierwszy mecz w naszych barwach? Oczywiście w Polkowicach przeciwko CCC.
To wtedy Zoll-Norman zastąpiła w naszym składzie kontuzjowaną Andreę Riley. Co łączyło obie koszykarki? Poważne urazy. W maju 2012 r. zerwane więzadła w kolanie również wyłączyły Sharnee z gry na kilka miesięcy. Na początku 2013 r. Amerykanka przyleciała jednak do Polski, wróciła na boisko i „bardzo urozmaiciła oraz przyspieszyła ofensywną grę CCC” – tak pisały media zajmujące się koszykówką kobiet.
Najbardziej lubię serowe steki, ale to raczej nie jest tradycyjne polskie danie. Jednak i tak jestem zakochana w tutejszym jedzeniu. Pierogi ruskie mogłabym jeść w każdych ilościach. Poza tym kocham wasze zupy: rosół, pomidorową i żurek [Sharnee wszystkie nazwy wymawia po polsku].
Zoll-Norman była w Stanach Zjednoczonych bohaterką innego, pozasportowego wydarzenia. W ekskluzywnym wywiadzie dla Windy City Times otwarcie opowiedziała o swojej orientacji seksualnej. O tym, że wzięła ślub z Seritą Norman – stąd drugie nazwisko. Zdecydowała się też działać w organizacji Athlete Ally, która walczy z homofobią i transfobią wśród sportowców.
– Z dumą noszę obrączkę, odwiedziłyśmy z moją partnerką wiele fajnych miejsc, staramy się spędzać jak najwięcej czasu razem, jesteśmy bardzo szczęśliwe – opowiadała Zoll-Norman. – Nigdy nie czułam, abym musiała otwarcie mówić o mojej seksualności. Zresztą i tak wszyscy wiedzieli, bo wcale się z tym nie kryłam. Nie wyobrażam sobie, aby to miało wpływać na ocenę mojej osoby, na to, jaką jestem koszykarką.
Pierwsza przygoda z Gorzowem (lata 2013-15) kończyła się bez sukcesów. Za to potem była Ślęza Wrocław i drugie w naszym kraju mistrzostwo Polski, tytuł MVP finałów. Łącznie Sharnee Zoll-Norman zdobyła z tą drużyną trzy medale.
Przez trzy lata swoje serce oddałam temu miastu. Przypomina mi ono mój dom.
Na sezon 2018/19, jak się okazało ostatni w karierze, znów wybrała zespół z Gorzowa. Po zdobyciu srebrnego medalu dała do zrozumienia, że już na koszykarskie boisko nie wróci. Bardzo cieszyła się, że znów stanęła na podium. Dodała, że chciała spłacić dług wobec drużyny i kibiców, którzy wcześniej dali jej w Polsce kolejną, poważną szansę po ciężkiej kontuzji.
Pomarańczowa piłka zabrała mnie do ponad 20 krajów, aby pokazać grę, którą kocham. Jestem w stanie odejść, wiedząc, że dałam jej moją duszę za każdym razem, gdy wchodziłam na boisko. Krew, pot, łzy i miłość.
Na koniec fragment naszej relacji z jednego z meczów:
W czasie ostatnich akcji już nikt w hali przy Chopina nie siedział. Rozgrywająca Sharnee Zoll jeszcze raz wzięła piłkę, przekozłowała ją na połowę bydgoszczanek, zwód, kozioł za plecami i wyjście w górę, mniej więcej cztery metry od kosza bronionego przez Artego. I punkty, już trzynasty trafiony rzut. Amerykanka uśmiechnęła się, pokręciła głową. Na takie dni, takie mecze, każdy sportowiec czeka. Na boisku jest wielu znakomitych graczy, ale i tak wszyscy zwracają uwagę przede wszystkim na ciebie, bo za chwilę może wydarzyć się coś wyjątkowego. Zoll – efektywność gry 46! – nie dała gorzowskiej drużynie ani przez chwilę zwątpić, a groźnym rywalkom uwierzyć, że coś w tym pojedynku zdziałają. Poprowadziła akademiczki do wielkich rzeczy...
Koszykarskie boisko bez Ciebie Sharnee już nigdy nie będzie takie samo. Dzięki za wszystko!
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny