Tekst ukazał się we wrocławskim wydaniu „Gazety Wyborczej” w kwietniu 2017 roku, gdy Sharnee Zoll-Norman była koszykarką Ślęzy Wrocław i właśnie z tym klubem sięgnęła rok temu po mistrzostwo Polski.
Pełną wersję tekstu znajdziecie na wroclaw.wyborcza.pl pod tym linkiem.
Sharnee Zoll-Norman urodziła się w Filadelfii w stanie Pensylwania w 1986 roku. Ale przez chwilę dorastała też w Niemczech, niedaleko największej amerykańskiej bazy lotniczej w Europie – Ramstein. Mama Sharnee Cheryl służyła bowiem w Siłach Powietrznych USA. W Europie spędziła jednak krótki epizod.
Koszykówki uczyła się na uczelni Highland w Blackwood. Pierwszy wielki sukces świętowała w 2005 roku, sięgając z reprezentacją USA do lat 19 po mistrzostwo świata. Zawodowo grać w kosza zaczęła trzy lata później. W 2008 roku została wybrana w trzeciej rundzie draftu przez dwukrotnego mistrza WNBA (żeński odpowiednik NBA) Los Angeles Sparks. Ale w klubie z Kalifornii nigdy nie zagrała, bo jej kontrakt szybko został rozwiązany. Zoll na krótko trafiła do innego przedstawiciela WNBA Minnesota Lynx, gdzie wystąpiła w sześciu meczach.
Karierę kontynuowała w Europie. Rozpoczęła od rumuńskiego Sepsi B.C., gdzie była jedną z najlepszych zawodniczek ligi. Po roku gry przeniosła się do tureckiego Botasspor Adana. A po sezonie występów w Turcji przyjęła ofertę CCC Polkowice, gdzie spędziła trzy lata i zdobyła mistrzostwo Polski. Po grze w Polkowicach na moment wróciła do USA i krótko występowała w Chicago Sky. I znów pojawiła się w Polsce, przez dwa lata reprezentowała barwy AZS-u Gorzów. Wreszcie w 2015 roku trafiła do Ślęzy.
W Polsce mieszka ze swoją żoną. Jej życiową partnerką jest Rita Norman. Obie są w Polsce zakochane. – Dla mnie Polska to już drugi dom. W zasadzie większość miesięcy w roku spędzam tutaj, a nie w swoim kraju. Mogę zatem powiedzieć, że kocham to miejsce – tłumaczy Sharnee.
Gdy wraca do Stanów, tęskni za polską kuchnią: – Najbardziej lubię serowe steki, ale to raczej nie jest tradycyjne polskie danie. Jednak i tak jestem zakochana w tutejszym jedzeniu. Pierogi ruskie mogłabym jeść w każdych ilościach. Poza tym kocham wasze zupy: rosół, pomidorową i żurek [Sharnee wszystkie nazwy wymawia po polsku].
I dodaje: – Moja partnerka nie przebywa tu tak długo w ciągu roku jak ja. Często wraca do pracy do Stanów Zjednoczonych. Mieszkała też ze mną w Polkowicach i Gorzowie, ale we Wrocławiu jest zakochana. Pewnie również dlatego, że to ogromne miasto z wieloma możliwościami. W tym mieście po prostu nie da się nudzić. Rynek, zoo i klub fitness – to z kolei jej stałe punkty, które odwiedza we Wrocławiu.
Sharnee z wielką pasją opowiada o koszykówce, życiu i podróżach z żoną Ritą. Jednak podczas rozmowy najczęściej wtrąca jedno słowo: „God”, czyli Bóg. Zapytana o trzy najważniejsze rzeczy w życiu, bez namysłu wylicza: „Bóg, rodzina, koszykówka” i podkreśla, że kolejność nie jest przypadkowa [Sharnee jest chrześcijanką]. – Relacje z Bogiem szczególnie poprawiłam w momencie ciężkiej kontuzji, której doznałam kilka lat temu. Wtedy moje życie na moment się zatrzymało. Myślałam, że umieram, gdy dowiedziałam się, że czeka mnie kilka miesięcy przerwy od koszykówki. W tym trudnym okresie pomógł mi właśnie Bóg. Pamiętam, że często zadawałam sobie pytanie: „Dlaczego akurat to mi przytrafiła się ta kontuzja?”. Pewnego dnia odpowiedziałam sobie, że Bóg miał wobec mnie taki plan i w tej sytuacji muszę się stać silniejsza.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny