O sprawie pierwsza napisała „Gazeta Wyborcza”. Po artykule do czasu wyjaśnienia sprawy biskup diecezjalny polecił duchownemu, by wycofał się z posługi duszpasterskiej. Ksiądz od tej pory nie odprawia mszy, nie spowiada i nie uczy religii. Dariusz T. był wikariuszem w parafii na jednym z gorzowskich osiedli.
Sprawa może wkrótce skończyć się aktem oskarżenia. Śledczy właśnie rozszerzyli zarzuty wobec wikarego. Mężczyzna oprócz tego, że hodował na plebanii marihuanę (od lipca ubiegłego roku do marca tego roku), dwukrotnie udzielił marihuany innym osobom. Raz wziął za to pieniądze.
– Poza tym dwóm innym osobom udzielił tabletek ecstasy, każdej po dwie sztuki – wylicza Roman Witkowski, rzecznik gorzowskiej prokuratury okręgowej. Jak sporą miał ksiądz plantację? Całkiem sporą.
– Mieściła się w szafie na plebanii, a rosło w niej 20 sadzonek marihuany – wylicza prokurator Witkowski. Plantacja była przygotowana dość profesjonalnie. Ksiądz zamontował w niej lampy, które cały czas doświetlały rośliny. Ile mógł wyhodować gramów narkotyków, tego śledczy na razie nie szacują.
Radzić i pomagać w założeniu uprawy miał księdzu kolega. Franciszek D. (nie jest duchownym) odpowie za to przed sądem, ale także za to, że udzielał narkotyków. Komu? Wikaremu. – „Pomagali” sobie nawzajem – tłumaczy prokurator.
Jak ksiądz wpadł? Czy proboszcz znalazł plantację i zgłosił to policji? Tego śledczy także nie zdradzają. Zamykają opis w słowach: „to był efekt pracy operacyjnej”.
Za uprawę konopi indyjskich polski Kodeks karny przewiduje karę do trzech lat więzienia. W przypadku „znacznych ilości” za ten sam czyn może grozić od pół roku do ośmiu lat pozbawienia wolności.