To z pewnością jest najdziwniejszy, krajowy szczyt, bo saneczkarze medale mistrzostw Polski od kilku lat rozdzielają... na Łotwie. Wśród najlepszych znajdujemy przedstawicielki UKS Nowiny Wielkie.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Reprezentacja saneczkarzy lodowych wystawiła sporą ekipę na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu, która nie pojechała tam na kredyt, a wywalczyła sobie przepustki dzięki startom w Pucharze Świata. Z góry wiedzieliśmy, że biało-czerwoni nie mają szans na medale, najważniejsze było, aby drużyna dostała się do czołowej ósemki w rywalizacji sztafet i ten plan minimum został zrealizowany.

Na dziś nie wiadomo, jaka przyszłość czeka polskie saneczki, brak własnego obiektu to ogromna przeszkoda, zawodnikom potrzeba znacznie większego wsparcia technologicznego, dostępu do nowoczesnego sprzętu, a na to brakuje pieniędzy. Słyszymy, że finansowanie zimowych dyscyplin ma się zmienić, największe wsparcie mają dostawać ci, którzy będą w stanie wracać z najważniejszych imprez z medalami.

Najlepsi Polacy podsumowali olimpijski sezon w Siguldzie na Łotwie, gdzie rozegrali mistrzostwa kraju. Niespodzianek nie było, na torze rządzili i dzielili olimpijczycy, co zrozumiałe, bo mają za sobą najwięcej ślizgów w różnych warunkach. Ich sezon startowy to przecież życie na walizkach, przemieszczanie się z toru na tor, nie tylko w Europie, ale i na innym kontynencie. Tam ich marzeniem są miejsca w drugiej dziesiątce, w jedynych zawodach krajowych są bezkonkurencyjni.

W jedynkach kobiet na czele mieliśmy dwie saneczkarki z podgorzowskich Nowin Wielkich – Ewę Kuls-Kusyk i Natalię Wojtuściszyn. Obie zdobyły również medale w klasyfikacji drużynowej. Kuls-Kusyk złoty w zespole mieszanym, a Wojtuściszyn srebrny w klubowym zespole UKS Nowiny Wielkie.

Na koniec mistrzostw oficjalnie pożegnani zostali Artur Petyniak i Adam Wanielista, którzy kończą kariery sportowe. Tu zdolnościami artystycznymi popisała się Zofia Pocztarek, prezes klubu z Nowin i sędzia MP w Siguldzie.

Z naszymi saneczkarkami widzimy się znów jesienią, podczas kolejnej tury Pucharu Świata. Dalej pod hasłem: co nas nie zabije, to nas wzmocni. I z nadzieją, że cała dyscyplina nie zostanie odstawiona na boczny tor, a będzie rosła.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Jarosław Kurski poleca
Więcej