Przed zamykającym zmagania saneczkarzy lodowych w Pjongczangu wyścigiem sztafet, nasi reprezentanci walczyli w trzech innych konkurencjach.
Maciej Kurowski w męskich jedynkach znalazł się na 19. pozycji i z tego wyniku był bardzo zadowolony.
Na pewno na ciut więcej liczyli młodzieżowi mistrzowie świata w dwójkach – Wojciech Chmielewski i Jakub Kowalewski. „12. miejsce to nie jest szczyt naszych marzeń, ale jesteśmy bardzo zadowoleni i szczęśliwi z uzyskanego wyniku. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty, która powinna w przyszłości zaprocentować.”
Do decydującego, czwartego ślizgu nie zakwalifikowały się w kobiecych jedynkach Ewa Kuls-Kusyk i Natalia Wojtuściszyn z klubu z podgorzowskich Nowin Wielkich. Ich ostatecznie lokaty w Pjongczangu to 20. miejsce Kuls-Kusyk i 25. Wojtuściszyn.
Dziś wyżej wymienieni utworzyli biało-czerwoną sztafetę, która celowała w minimum ósmą pozycję (cztery lata temu w Soczi, po dyskwalifikacji Rosjan, byliśmy na siódmym miejscu). Tradycyjnie z dwójki pań, trener kadry saneczkowej Marek Skowroński, wybrał do sztafety lepszą w rywalizacji indywidualnej, czyli Ewę Kuls-Kusyk. Tak robi na każdych poważnych zawodach, które kończą się sztafetami.
Na poprzednich zimowych igrzyskach olimpijskich ta konkurencja debiutowała. Oczywiście wygrali Niemcy, saneczkowa potęga, którą trudno komukolwiek doścignąć. Dziś spokojnie obronili złoto.
Wymyślił te zmagania niemiecki reżyser telewizyjny, aparaturę do pomiaru czasu stworzyli Szwajcarzy i wyszły z tego naprawdę widowiskowe, trzymające w napięciu zmagania. O co chodzi? Najpierw startuje kobieta, jak najszybciej pokonuje wszystkie zakręty. Kilkadziesiąt metrów za metą, gdzie normalnie kończy się saneczkarska rywalizacja, musi uderzyć w packę – na igrzyskach z olimpijskim logo. W ten sposób zapala zielone światło i otwiera tor, czekającemu na starcie mężczyźnie. Nie zrobisz tego? Dyskwalifikacja. Za chwilę sytuacja powtarza się, jako ostatnia startuje męska dwójka, która ma za zadanie – znów uderzając w packę – jak najszybciej zatrzymać czas przejazdu sztafety.
W Pjongczangu walczyło 13 zespołów. Polacy jak zwykle najpierw chcieli pokonać „bezdomnych” jak oni, czyli kraje, które u siebie nie mają żadnego, lodowego toru, a potem dorzucić coś jeszcze, aby załapać się do czołowej ósemki. I to się udało! Trzeba było widzieć radość biało-czerwonych. Najpierw, gdy wyprzedzili wszystkie ekipy, które jechały przed nimi, a potem w momencie dotarcia do mety Koreańczyków. Wszystkie przejazdy Polaków były poprawne, bez większych błędów, a na ósmą pozycję wyprowadziła naszych męska dwójka. Więcej na dziś graniczy z cudem. Biało-czerwoni byli gorsi od siódmego miejsca o ponad sekundę.
WYNIKI OLIMPIJSKIEJ RYWALIZACJI SANECZKOWYCH SZTAFET:
Materiał promocyjny