Paweł Kurtyka, znany gorzowianom działacz Stowarzyszenia Sztuka Miasta wraz z dwójką znajomych, Martą Koleśnik i Grzegorzem Plutą zakłada w Santoku winnicę. Pierwszą towarową winnicę od 200, a może i więcej lat. Jest bowiem pewne, że kiedyś santockie wzgórza były porośnięte winoroślą.
– W Santoku był ważny gród, jeden z pierwszych murowanych kościołów. Potrzeba było wina mszalnego. Jeśli były warunki, starano się winorośl uprawiać na miejscu. Jeśli nie, wino sprowadzano – mówi. A w Santoku warunki były. I są nadal. Dlatego aż dziwi, że dotąd nie powstała na nasłonecznionych zboczach i dzisiejszych nieużytkach żadna współczesna winnica.
To się jednak zmieni już na wiosnę. Pierwsi winiarze chcą zagospodarować działkę leżącą za przejazdem kolejowym w kierunku Płomykowa. To 1,40 ha położonych głównie na południowo-wschodnich zboczach. – Ta ekspozycja nie jest najlepsza, ale nie wykluczam, że właśnie w Santoku może się sprawdzić. Będzie dobra z racji przymrozków, bo Kotlina Gorzowska charakteryzuje się największą ilością dni z przymrozkami w kraju. Jeśli przymrozek miałby dojść wyżej, to te właśnie zbocza najszybciej się nagrzewają – tłumaczy Paweł Kurtyka.
Nie cała działka się nadaje na winnicę, część jest też płaska. Partnerzy planują więc również posadzenie w przyszłym roku renety landsberskiej i eksperymentowanie z cydrem. A w przyszłości na działce powstanie też winiarnia.
Tam, gdzie będzie rosła winorośl usunęli już wszechobecną tarninę. Zbocza przez długi czas nie były uprawiane, a tarnina jest bardzo ekspansywna. Ale też była zbawienna dla gleby.
– Gleba pod winorośl powinna być lekko zasadowa. Tarnina nie dopuszcza innych roślin, które butwiejąc zakwaszają glebę. Pobraliśmy próbki i okazało się, że Ph jest odpowiednie – opowiada Kurtyka.
Pierwsze nasadzenia zaplanowali nie na jesień, lecz na maj, aby uniknąć ryzyka przemrożenia zimą czy wiosennych przymrozków. Zimą pogoda jest nierówna, zdarza się nawet 15 stopni, a to dla młodej winorośli może być zabójcze. Oszukana przez pogodę, zaczyna ruszać, a gdy przyjdzie mróz, szkody mogą być nieodwracalne. – Sadzonki muszą się przyjąć, ukorzenić. Obserwowałem to na Podkarpaciu. Oni tam czekają z nasadzeniami do 20 maja, po Zimnej Zośce. A i wtedy sadzonki mają czas się rozwinąć, łozy zdrewnieć – mówi.
Co będą sadzić? Vitis vinifera, czyli prawdziwą, szlachetną winorośl, nie międzygatunkowe mieszańce, które wprawdzie są łatwiejsze w uprawie, ale nie zawsze dają najlepsze wino. – Podejmujemy to wyzwanie. Skoro wcześniej uprawiano z powodzeniem vitis vinifera, to będziemy uprawiać czyste gatunkowe odmiany – deklaruje.
– Zielona Góra i okolice mają swoje opracowania, leksykon. Miasto utrzymywało się z winnic, były nasadzenia mieszczańskie, książęce. Natomiast tego, co rosło tutaj można się tylko domyślać. To nie jest udokumentowane. Gdyby pójść tropem cystersów z Mironic, może w archiwach coś by się znalazło. Oni na pewno uprawiali winorośl. My do tego podeszliśmy prościej. Szukaliśmy znawców tematu. I od jednego z największych szkółkarzy szczepów winorośli w Polsce, Krzysztofa Górki dowiedzieliśmy się, że w 2007 r. była wyprawa ampelograficzna, podczas której razem z niemieckimi badaczami badano dawne plantacje w okolicach Zielonej Góry. Tam jeszcze do lat 60. rosły poniemieckie plantacje, później wykarczowane. Stad wiemy, że w Zielonej Górze np. odmiana Tauberschwarz miała duży udział w areale. A zielonogórscy winiarze ściągnęli ją ze szkółek z...Gorzowa. Skoro tak, to również w Gorzowie musiał być ten szczep uprawiany – opowiada Paweł Kurtyka.
Tauberschwarz, daje wino czerwone, a na świecie jest tylko 60 ha tej odmiany, głównie w rejonie rzeki Tauber. – Ale to może być też nasze, gorzowskie, czy santockie wino. Na to liczymy – dodaje. Oprócz Tauberschwarza chcą posadzić w Santoku również białego Traminera, czerwone Pinot noir, białe Grüner veltliner, Rieslinga, czy Saint Laurent
– Wszystkie te odmiany zostały znalezione podczas wspomnianej wyprawy w Zielonej Górze. Tylko Grüner veltliner nie jest związany z regionem zielonogórskim. Dobrze się udaje ten szczep w chłodnym klimacie dolin alpejskich w Austrii. Można więc i tu spróbować – podsumowuje Kurtyka.
Na tych 30 arach, które przeznaczą na winorośl zmieści się może 800-900 krzewów. Dla przetestowania na początek wzięli sześć odmian. – Czy zostaną wszystkie, czy wybierzemy potem trzy najlepsze odmiany, to dopiero się okaże. Te sześć wyznaczają nam drogę. Kto wie, może kiedyś tu będzie mała „apelacja”? Dlatego chcemy, aby były to uprawy w miarę jednorodne. Będziemy przekonywać mieszkańców Santoka, którzy chcą zakładać winnice, aby trzymali się obranego kierunku. Łatwiej wtedy spisać zasady takiej apelacji, uzyskać unikalny, regionalny charakter wina. Jeśli takie podstawy się przygotuje od początku, to łatwiej będzie podjąć ten temat – mówi.
Przygodę z winiarstwem zaczynał parę lat temu wspólnie z kolegą, z którym prowadzili w Gorzowie amatorską winnicę, kilkadziesiąt krzewów na działce przy ul. Partyzantów. Dziś kolega jest bardziej zaawansowany, bo już założył winnicę Siedem Wzgórz, a jego winorośle od tego roku już rosną w gorzowskim Małyszynie.
W Santoku Paweł Kurtyka i jego partnerzy są jednak pionierami. I zachęcili już miejscowych mieszkańców.
– Jest zainteresowanie. I jest ziemia, której rodziny nie uprawiają, bo to trudny teren. Kiedy zauważyli, co robimy, od razu pytali się, jak to zrobić, ile to kosztuje itp. Poszła wieść. Potrzebowali impulsu, bo wielu o tym myślało, ale nie mogło się odważyć. Inna sprawa, że trzeba się trochę znać, nauczyć się, przeczytać na ten temat. To jest jednak taka iskra. Gdy się okazało, że to idzie do przodu, znika tarnina, pole zaorane, a na dodatek wójt jest przychylny, to ludzie zaczynają się przełamywać. Dziś mam już właściwie trzech pewniaków. W przyszłym roku jesienią też zaczną sadzić – mówi Paweł Kurtyka.
A wójt Santoka nie ukrywa zadowolenia. – U nas jest dużo terenów, które nie są zagospodarowane, są zarośnięte, zachwaszczone i w zasadzie nic nie przynoszą. A z winnic będziemy się cieszyć, bo ziemia zostanie wykorzystana, a w przyszłości będzie to być może marka kojarzona z Santokiem. Chcemy też, żeby Santok rozruszał się turystycznie, a to będzie świetny magnes. Najtrudniejsze są początki. Kiedy już jeden właściciel gruntu zacznie, to potem będziemy mieli efekt śnieżnej kuli – komentuje Józef Ludniewski.
Im więcej będzie winnic, tym lepiej. Dla siebie na pewno nie będą konkurencją, bo to nie jest duża produkcja. A im więcej winnic, tym więcej wina do degustacji. Winiarze w Polsce generalnie żyją z degustacji i sprzedaży bezpośredniej. Tylko ci najwięksi są w stanie sprzedawać do sklepów. małe winnice stawiają na coraz prężniejszą turystykę enologiczną.
– Podczas degustacji można sprzedawać za dobra cenę, a jednocześnie się promować, bo goście będą wracać, mówić znajomym. A im więcej będzie producentów, a każdy będzie produkował kilka rodzajów wina, tym atrakcyjniejsza oferta – wyjaśnia Paweł Kurtyka. A na dodatek: razem wychodzi taniej. Można pomyśleć o spółdzielni winiarskiej, aby obniżyć koszty produkcji wina, wspólnie zatrudnić enologa, który poprowadzi szkolenia, ukształtuje charakter wina, pokaże niuanse. A nie bez znaczenia jest też to, że taka spółdzielnia może sięgać po dotacje unijne.
Na Vineas Montis winne krzewy będą rosnąć dopiero w maju, ale już w trzecim roku po nasadzeniu powstanie z nich wino, może nawet wcześniej. Jak będzie to santockie wino? – Dobre – śmieje się Paweł Kurtyka. I cieszy się na myśl, jak będą wyglądać santockie wzgórza, kiedy winnic będzie coraz więcej. I liczyć się je będzie w hektarach.
Wójt Santoka zaprasza na spotkanie poświęcone uprawie winorośli, 28 listopada, o godz. 17 w Gminnym Ośrodku Kultury w Santoku. Spotkanie poprowadzi Paweł Kurtyka, który opowie o historii uprawy winorośli w okolicach Gorzowa, wymaganiach klimatycznych i glebowych, pracach pielęgnacyjnych w winnicach, warunkach prowadzenia towarowej uprawy winorośli a także zaprezentuje szczepy nadające się do uprawy w gminie Santok.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze