Siałkowski pisze z sądu - najnowsze wieści z gorzowskiej wokandy
„Pozwany Matej Zagar zobowiązuje się zapłacić 10 tys. zł na rzecz powoda Artura Urbaniaka tytułem zaspokojenia wszelkich roszczeń wynikających ze zdarzenia będącego przedmiotem procesu. Matej Zagar wyraża ubolewanie z powodu swojej reakcji na zachowanie powoda” – takie są kluczowe zapisy ugody, do której doszło w Sądzie Okręgowym w Gorzowie Wielkopolskim.
To sądowy finał wydarzeń z sierpnia 2015 roku. Po jednym z wyścigów rozgrywanego na torze w Gorzowie turnieju cyklu Grand Prix Zagar zjechał do parku maszyn i uderzył jednego ze swoich mechaników tak, że spadła mu czapka.
Incydent w transmisji na żywo pokazały telewizje z kilku krajów europejskich, na telebimie widzieli to także kibice zgromadzeni na stadionie.
Żona mechanika: – Gdy spotkaliśmy się po zawodach, Artur płakał i cały się trząsł. Wtedy w parkingu czułam się jak na jakimś pogrzebie – ludzie podchodzili, wypytywali o to, pocieszali Artura.
[PRZECZYTAJ RELACJĘ Z POPRZEDNIEJ ROZPRAWY]
Mechanik pozwał słoweńskiego żużlowca o naruszenie dóbr osobistych w postaci naruszenia nietykalności i godności osobistej. W procesie cywilnym domagał się przeprosin i zadośćuczynienia finansowego. Żużlowiec nie chciał o tym słyszeć.
– Matej nie uderzył mechanika, tylko strącił mu czapkę. To był odruch bezwarunkowy obolałego człowieka. Mechanik klepnął go w kask, a przecież Matej 15 minut wcześniej miał groźny wypadek na torze – opowiadał dziś w sądzie wieloletni sponsor żużlowca, właściciel jednej z największych lubuskich firm spedycyjnych.
– Po zawodach zamknęliśmy się w boksie, wszystko sobie panowie wyjaśnili, podali sobie ręce, padło słowo przepraszam. Dla mnie ta sprawa była zakończona – wspominał pan Krzysztof.
W trwającym od kilku miesięcy procesie sąd wielokrotnie sugerował stronom zawarcie ugody. – Ludzie sportu na pewno potrafią się dogadać – dopingował ich gorzowski sędzia Robert Mokrzecki.
Porozumienie udało się osiągnąć dopiero we wtorek, gdy w gorzowskim sądzie Zagar pojawił się osobiście. Trzeba jednak przyznać, że negocjacje były burzliwe.
– Nie ma co się obrażać na siebie, eskalować jakiegoś konfliktu. To co się stało podczas zawodów nie było eleganckie. Ale nie były to też wydarzenia na zimno, tu emocje buzowały, była adrenalina. Wiemy, że żużel to nie jest zajęcie dla grzecznych chłopców. Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. I dziś w sądzie też się dobrze skończyło. Cieszę się, że panowie do tej ugody dojrzeli – konstatował sędzia Mokrzecki.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze