To było w piątek, 27 stycznia. Późnym popołudniem pan Jerzy, 59-letni technolog w jednej z gorzowskich fabryk, wybrał się z żoną na zakupy do sklepu sieci Biedronka w Witnicy.
– Wziąłem do ręki kiść winogron, jedną kulkę spróbowałem – mówi nasz czytelnik
Chciał sprawdzić, czy są słodkie, czy kwaśne. Nie smakowały, nie wziął. Ruszył dalej.
– Długo chodziliśmy po sklepie. W pewnym momencie podeszło do mnie dwóch panów bez żadnych identyfikatorów. Jeden rzucił do mnie: „Czy smakowało?”. Nie kojarzyłem ich, w pierwszej chwili pomyślałem: może to kumple z wojska, żarty sobie robią... Gdy już byliśmy przy kasie, panowie znów podeszli i zaprowadzili mnie na zaplecze. Tam było już niemiło. Byli odważniejsi, grozili, chcieli zabrać telefon, szarpali. Mówię: wyjdę na zewnątrz, zadzwonię do syna, on jest biegły w takich tematach, prawo zna. Ochroniarze wybiegli za mną, siłą zaciągnęli na zaplecze, wezwali policję – opowiada pan Jerzy.
Zarówno przedstawiciele firmy ochroniarskiej, jak i spółki prowadzącej sklepy sieci Biedronka przedstawiają to zdarzenie inaczej.
– Wersja opisana przez klienta nie jest w pełni zgodna z rzeczywistym przebiegiem zdarzeń – zarzeka się biuro prasowe spółki Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci Biedronka.
W komunikacie czytamy, że interwencja ochroniarzy „była spowodowana próbą ucieczki klienta ze sklepu”. A tak w ogóle to „taka sytuacja (konsumpcja winogron w sklepie) z udziałem tej osoby miała miejsce nie po raz pierwszy”.
– To kłamstwo – denerwuje się pan Jerzy.
Jak zdarzenie z Witnicy opisuje ochrona?
– Pracownicy ochrony podczas realizacji czynności służbowych zauważyli, jak mężczyzna po wejściu na salę sprzedaży podszedł do stoiska z owocami i od kiści winogron oderwał kilka owoców, a następnie, idąc w stronę stoiska z pieczywem, dokonał ich konsumpcji.
Zanim mężczyzna ustawił się w kolejce do kasy, pracownicy ochrony podeszli do niego i zwrócili uwagę, aby pamiętał o zapłaceniu za owoce skonsumowane na terenie sklepu – mówi 'Wyborczej' radca prawny Krzysztof Lenard z działu prawnego firmy ochroniarskiej Solid Security
Kiedy klient zapłacił za zakupy, ochrona miała „poprosić go do pomieszczenia socjalnego celem wyjaśnienia sytuacji”. – Dokonano kontroli paragonu oraz sprawdzono zapisy monitoringu. Na paragonie nie było pozycji „winogrona”. Kiedy mężczyzna usłyszał, że na miejsce została wezwana policja, wybiegł drzwiami ewakuacyjnymi na parking sklepu i próbował zbiec. Na parkingu klient został przez pracowników ochrony ujęty i ponownie zaprowadzony do pomieszczenia socjalnego. Wezwani na miejsce zdarzenia funkcjonariusze policji, po przybyciu i przejrzeniu zapisu z kamer przemysłowych, poprosili o złożenie pisemnego zawiadomienia o popełnionym wykroczeniu celem skierowania wniosku o ukaranie do sądu – relacjonuje Lenard.
Przekonuje, że pan Jerzy do pomieszczenia socjalnego udał się dobrowolnie, a „jego dobra osobiste nie zostały naruszone”.
59-letni witniczanin wzdycha: – To jedno wielkie nieporozumienie. Oni upierali się, że chcą kierować sprawę do sądu. O jedną kulkę winogrona! Przecież nie zrobiłem nic złego.
Wygląda jednak na to, że pan Jerzy nie ma racji. W polskich sklepach nadal kultywuje się zasadę rodem z PRL, że „towar macany należy do macanta”.
– W przypadku konsumpcji na terenie sali sprzedaży klient jest zobowiązany do uiszczenia opłaty za spożyty towar. Egzekwowanie zapłaty w odniesieniu do spożytych artykułów sprzedawanych na wagę byłoby oczywiście trudne, dlatego na bieżąco informujemy klientów, że konsumpcja tego typu produktów w sklepie nie jest dozwolona. Wyjątkiem są organizowane przez nas degustacje – czytamy w komunikacie Biedronki.
– Na targowiskach taka konsumpcja jest ogólnie przyjęta. Tam sprzedawcy nawet zachęcają, by spróbować jakiś produkt. W sklepach sprawa wygląda inaczej. Jeśli nie ma zorganizowanej degustacji, to trzeba przyjąć, że sklep nie zachęca do konsumpcji, czyli nie powinno się tego robić – mówi „Wyborczej” Tomasz Gierczak, miejski rzecznik konsumentów i spraw mieszkańców w Gorzowie.
Zauważa jednak, że do każdej takiej sytuacji należy podchodzić rozsądnie.
– Gdy mamy do czynienia z konsumpcją jednej kulki, to rzeczywiście – na miejscu pracowników sklepu – zastanowiłbym się, czy warto angażować siły swoje i policji do wyjaśnienia takiej sprawy - przyznaje rzecznik konsumentów
- To nawet może wizerunkowo zaszkodzić takiej sieci sklepów. Przedsiębiorca powinien do takich zdarzeń podchodzić w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. I zadać sobie pytanie: jaka była szkoda? Co innego, gdy ktoś się w sklepie objada jakimś produktem czy do konsumpcji dochodzi w wyniku zniszczenia opakowania. Wtedy nie ma wątpliwości, że klient musi za to zapłacić – podkreśla Tomasz Gierczak.
Po kilku dniach pan Jerzy dostał wezwanie do komisariatu w Witnicy. Sprawy nie rozstrzygnięto w sklepie, bo „strony nie doszły do porozumienia”.
Jak informuje policja, postępowanie w tej sprawie było prowadzone pod kątem art. 119 kodeksu wykroczeń – kradzieży lub przywłaszczenia „cudzej rzeczy ruchomej” o wartości nieprzekraczającej 1/4 minimalnego wynagrodzenia (ok. 450 zł).
– Z uzyskanych od sklepu informacji wynika, że towar podlegał sprzedaży. Wobec powyższego, niezależnie od ilości, należało za niego zapłacić. Podczas rozmowy już w witnickim komisariacie funkcjonariusz wytłumaczył mężczyźnie, że jego zachowanie nie było zgodne z prawem.
Ostatecznie sprawa zakończyła się pouczeniem – informuje starszy sierżant Grzegorz Jaroszewicz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim
Dodaje, że w związku z tą interwencją do komisariatu w Witnicy nie wpłynęło żadne zawiadomienie, w którym mowa byłaby o nieprawidłowościach w zachowaniu ochrony sklepu. W miejscowości krążą jednak opowieści, że ochroniarze w Biedronce są – delikatnie mówiąc – nadgorliwi.
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
:D