Ciekawy jak przewidywałem przed tygodniem mecz z Wrocławiem miał jednego bohatera. Oczywiście nie mam na myśli najlepiej punktujących tego dnia Krzysztofa Kasprzaka czy Bartosza Zmarzlika ze Stali Gorzów, ale zdecydowanie dorównującego im Vaclava Milika. Czech, ku zdumieniu kibiców zgromadzonych na stadionie im. Edwarda Jancarza, pokonał wszystkich gospodarzy za wyjątkiem Kasprzaka.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Gorzów i dziennikarze "Wyborczej" bliżej Ciebie - znajdź nas na Facebooku i gorzow.wyborcza.pl!

23-latek jest w tym sezonie prawdziwym objawieniem całej ligi. Po ubiegłorocznym bardzo słabym sezonie oprócz trenera Piotra Barona mało kto w to wierzył. Tymczasem, popularny "Waszek" jest obok indywidualnego mistrza świata Taia Woffindena prawdziwym liderem zespołu z Dolnego Śląska. Jego pozycja w drużynie jest tak mocna, iż startuje w parze ze słabymi młodzieżowcami, którzy w niedzielę stanowili jedynie tło dla rywali. Zamiast Macieja Janowskiego wyjeżdża do decydujących wyścigów.

Historia Milika wcale nie była jednak usłana różami. Choć jest synem byłego reprezentanta Czechosłowacji Vaclava seniora, długo musiał czekać na pierwsze udane występy. Przygodę w polskiej lidze zaczął w barwach Wandy Kraków, by po sezonie

trafić do zespołu z Rybnika. Tułał się ze zmiennym szczęściem po niższych ligach i wojował w rozgrywkach na południu Europy. W 2009 roku zadebiutował na torze w Gorzowie podczas finału Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, gdzie tak naprawdę statystował na torze.

Transfer do Wrocławia miał go przełamać. Ubiegłoroczny sezon nie był jednak rewelacyjny. Cierpliwość włodarzy klubu z Dolnego Śląska bardzo się jednak opłaciła. Milik wzmocnił bazę sprzętową, korzysta z porad przyjaciela Grega Hancocka i prawdziwej legendy parków maszyn Rafała Haja. W ten sposób w połowie sezonu wyrósł na czołowego jeźdźca polskiej ekstraligi. Kibicujmy jego rozwojowi, bo po zawieszeniu żużlowych kewlarów na przysłowiowym kołku przez braci Drymlów to właśnie Milik jest nadzieją czeskiej reprezentacji na lepsze jutro.

Twarde pojedynki na trudnym gorzowskim torze w niedzielę to był jedynie przedsmak prawdziwych meczów prawdy dla Stali Gorzów. W niedzielę bowiem nasi żużlowcy jadą do mocnego Torunia, by tydzień później - w świąteczny poniedziałek 15 sierpnia - skrzyżować rękawice w najważniejszym meczu sezonu z Falubazem Zielona Góra. Formę Iversena, Zagara i Pawlickiego na dobre sprawdzą już w nadchodzący weekend Vaculik, Hancock, Holder czy Przedpełski. Spotkanie na Motoarenie Toruń im. Mariana Rosego zapowiada się wyśmienicie. Szeroki i wyprofilowany tor na łukach zwiastuje wspaniałe pojedynki. To będzie zupełnie inny mecz jakich wiele obejrzeliśmy jeszcze na starym stadionie przy ul. Broniewskiego, gdzie walczył miejscowy Apator. Teraz walka na łokcie będzie toczyła się przez całe cztery okrążenia, a nie do połowy pierwszego łuku.

Spotkanie w jednej ze stolic województwa kujawsko-pomorskiego będzie także istotne z punktu widzenia miejsc w ligowej tabeli i układu meczów w fazie play-off. Bonus dla Stali powinien być jedynie formalnością, bowiem torunianie w Gorzowie nie zdobyli nawet trzydziestu oczek (przegrali 28:62).

Zwycięstwo teamu trenera Stanisława Chomskiego spowoduje, że Gorzów będzie już do końca sezonu uważany za absolutnego faworyta rozgrywek. Sukces drużyny dowodzonej przez menadżera Jacka Gajewskiego da nadzieję "Aniołom" na awans do finału tegorocznych rozgrywek.

Jerzy Synowiec - znany gorzowski adwokat, niegdyś prezes Stali, obecnie radny

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Aleksandra Sobczak poleca
Więcej