Bogdan M. został zabity 21 stycznia 2014 roku, niecałe dwa miesiące przed 56. urodzinami. W domu przy ul. Świerczewskiego w Międzyrzeczu (woj. lubuskie) mieszkał razem z synem Maciejem. Bogdan bywał tam rzadko, pracował w Niemczech, był budowlańcem. Maciej miał do niego żal, że jest nieudacznikiem życiowym. Chciał mieć innego ojca...
Tego wieczoru do ich domu przyszedł Remigiusz S., kolega Macieja M., jego rówieśnik. Wszystko było zaplanowane, czekali, aż Bogdan zaśnie. Gdy w końcu przyszedł czas na realizację planu, Maciej stanął nad ojcem i rzucił na jego twarz dwa odważniki do sztangi po 7,5 kg każdy. Zaatakowany mężczyzna rozbudził się.
- Maciej zaczął okładać ojca pięściami. Mnie dał tłuczek drewniany, którym uderzałem Bogdana po głowie i ciele. Krew była wszędzie, na ścianach, na łóżku. W końcu założył mu nelsona [chwyt zapaśniczy], słyszałem, jak Bogdanowi strzelają kości - relacjonował Remigiusz S.
To właśnie on 17 stycznia 2015 r., czyli prawie rok po zabójstwie, zadzwonił na policję i opowiedział o okolicznościach śmierci Bogdana M. Powiedział też, że jego ciało ukryli w piwnicy i zasypali wapnem palonym.
Wyjaśnienia Remigiusza S. obszernie opisywaliśmy TUTAJ.
Sędzia Rafał Kraciuk, podobnie jak międzyrzecka prokuratura, oparł swoje ustalenia na wyjaśnieniach Remigiusza S. - Można się w nich dopatrzyć drobnych nieścisłości, które wskazywał w swojej mowie obrońca Macieja M. Jako całość wyjaśnienia Remigiusza S. przekonują jednak, że stało się właśnie tak, jak on mówi - uzasadniał sędzia Kraciuk.
Ogłoszenie wyroku w procesie o zabójstwo Bogdana M.
_
- To była zbrodnia prawie że doskonała. Nie wiadomo, czy udałoby się ją kiedykolwiek wyjaśnić i skazać sprawców, gdyby nie Remigiusz S. On opowiedział o wszystkim. On sąd przekonał, bo swej roli nie umniejszał, nie ukrywał niewygodnych dla siebie okoliczności. Był po prostu szczery - podkreślał sędzia.
Remigiusz S. został skazany na 12 lat więzienia (najniższy wymiar kary przy tej kwalifikacji). Sąd zaznaczył, że to "premia" za ujawnienie sprawy i postawę procesową oskarżonego.
Zbrodni dokonano z motywów zasługujących na szczególne potępienie - uznał sąd. Za taki motyw można uznać bowiem, że dokonano jej "bez powodu". Nie dokonano jej jednak - jak to opisywała prokuratura - ze szczególnym okrucieństwem. - Samo zabójstwo jest czynem okrutnym. Okoliczności nie wskazują, by akurat to zabójstwo było szczególnie okrutne - konstatował sędzia Rafał Kraciuk.
To jednak nie stanęło na przeszkodzie, by Maciejowi M. wymierzyć karę dożywotniego więzienia (o przedterminowe zwolnienie będzie mógł się starać po 25 latach za kratkami). Został pozbawiony praw publicznych (także przez 10 lat na wolności, gdyby w przyszłości jednak wyszedł z więzienia).
- Dożywotnie więzienie to kara wyjątkowa, wymierzana w wyjątkowych okolicznościach. Tu nie było żadnej skruchy. Ta zbrodnia została przygotowana z wyrachowaniem. To, że Maciej M. nie był karany, nie ma żadnego znaczenia i nie może być okolicznością łagodzącą. Niekaralność powinna cechować każdego człowieka - uzasadniał surową karę sędzia Kraciuk.
Na koniec zwrócił się do Macieja M.: - Pana trzeba wyeliminować ze społeczeństwa.
Prokurator Sławomir Dudziak z Prokuratury Rejonowej w Międzyrzeczu, autor aktu oskarżenia, również wnioskował właśnie o karę dożywocia dla M. Chciał jednak, by skazany mógł wyjść z więzienia najwcześniej po 33 latach. - Taka kara byłaby adekwatna i sprawiedliwa za czyn, który popełnił - podkreślał przed sądem prokurator Dudziak. - Mówienie o tym, że Bogdan M. został zabity, jawi się jako pewien eufemizm. Nie oddaje skali bólu i cierpienia, jakie zostały zadane pokrzywdzonemu. Jeśli to nie jest zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem, to co nim jest?!
Dla Remigiusza S. prokurator chciał kary 15 lat więzienia, choć w akcie oskarżenia opierał się na jego wyjaśnieniach. - Są co najmniej cztery powody przemawiające za wiarygodnością wersji Remigiusza S. Zgłaszając się na policję, oskarżony dokonał aktu samodenuncjacji. Na każdym etapie postępowania prezentował spójne i zbieżne wersje wydarzeń. W swoich wyjaśnieniach podawał szereg okoliczności, którego go obciążają. Wreszcie dowody znalezione korelują z tym, co mówi Remigiusz S. - wyliczał prokurator Dudziak.
Adwokat Tadeusz Fabiś, obrońca Remigiusza S., wnioskował o wymierzenie kary w dolnych granicach ustawowego zagrożenia - osiem albo dziewięć lat (przy złagodzeniu kwalifikacji do "podstawowego" zabójstwa). - Mój klient działał tu jako bezwolne, bezmyślne narzędzie. Był pod wpływem Macieja M. - podkreślał Fabiś.
Remigiusz S. w ostatnim słowie przeprosił swoją rodzinę i prosił o łagodny wymiar kary.
Maciej M. zaznaczał w czwartek przed sądem, że wie, że wydarzyła się tragedia. - W pismach do sądu pisałem prawdę. Żałuję, że od razu nie zgłosiłem tego na policję. Inaczej by na pewno to wszystko wyglądało - powiedział M.
Z kolei adwokat Damian Nowak, który w procesie bronił Macieja M., przekonywał, że wszystko było intrygą Remigiusza S. - Zadzwonił na policję, bo wiedział, że się nim interesują. To był wybieg procesowy, a nie skrucha i wyrzuty sumienia. To była próba przebiegłego wpłynięcia na postępowanie - powiedział mecenas Nowak. Przekonywał, że to nie było zaplanowane zabójstwo, a efekt bójki. Wnosił o zmianę kwalifikacji czynu na bójkę ewentualnie pobicie ze skutkiem śmiertelnym (art. 158 § 3 kodeksu karnego). Sędziego nie przekonał.
Obrońca Macieja M. zapowiada apelację.
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze